„Amerykański gangster”

Kolejny film Ridleya Scott'a, w którym jedną z głównych postaci gra nie kto inny jak Russell Crowe. Wystarczy wymienić chociaż takie produkcje jak: "Gladiator", "Dobry rok" czy ostatnio "Robin Hood", w którym zresztą Crowe zagrał tytułową rolę. Praca tych dwóch panów gwarantem sukcesu? Nie bez wyjątku, bo zdarzały się też mniej znane tytuły- łącznie współpracowali na planie 11 filmów. Do tego kapitalna rola Denzela Washingtona i...gangsterski majstersztyk gotowy. Czytając recenzje na portalu filmweb, oraz przeglądając komentarze widzów, oceniających "American Gangster" niejednokrotnie trafiłem na próby porównania tego właśnie filmu z legendarnym już "Ojcem chrzestnym". Wielu mogłoby takie porównanie uznać wręcz za profanację, ze szkodą dla tego drugiego tytułu. Jednak nie sposób się z tymi porównaniami nie zgodzić. I nie chodzi tu o mierzenie obu produkcji ze względu na jakość obrazu, dźwięku czy sposobu interpretowania scenariusza - bo wiadomo przecież, że jak wszystko, także kinematografia poszła do przodu przez ostatnie dwie dekady. Ale zarówno film Scotta jak i obraz Coppoli pokazuje nam zimny i bezwzględny świat mafii od środka. No i oczywiście dwie postacie, obok których nie można przejść obojętnie, będące absolutną wizytówką swoich środowisk, wiodącymi liderami: Don Vito Corleone (a po jego śmierci Michael Corleone) i Frank Lucas. I na tym w sumie porównywanie powinniśmy zakończyć, bo rozbieżności mnożą się wraz z zagłębianiem się w temat. Rodzina Corleone to włoska klasa i honor, układy pomiędzy familiami, podział "sfer życiowych" pomiędzy nimi, natomiast Frank Lucas to autorytarna władza absolutna nad swoim imperium handlu narkotykami, bezkompromisowy, momentami arogancki. On również ma swoje układy, te najbardziej przydatne w ukrywaniu swojego nielegalnego interesu - układy z nowojorską policją, w której ma już wykupionych prawie wszystkich. Prawie. Detektyw Richie Roberts to człowiek, który nie dał się sprzedać, mało tego, walczy z wiatrakami uganiając się za nieuczciwymi współpracownikami i grubymi rybami ze świata handlu białym proszkiem. Kiedy dopnie swego, to nawet sam Franc Lucas poczuje jego oddech na swoim karku.

 

"Amerykański gangster" to biograficzna opowieść o czarnoskórym człowieku, który spróbował zawojować świat od pokoleń należący do "białych" i pokazać im, kto od kogo powinien się "uczyć". Ridley Scott stworzył obraz, w którym zwycięża jednak uczciwość i chęć przerwania spirali śmierci. To produkcja, która nie może powstydzić się niczego. Choć długa to opowieść, bo na ponad dwie godziny, to godna polecenia szczególnie tym, którzy z niekłamaną fascynacją obejrzeli wcześniej "Ojca chrzestnego" - w takiej kolejności trzeba to oglądać i taka kolejność na podium gangsterskich opowieści niech już pozostanie.

 

Autor: Adam Plutowski

Opinie:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz