Grząski teren naszego poczucia humoru

Każdy z nas zapewne ma swój jeden ulubiony gatunek filmowy. Czasami w zależności od nastroju wybieramy filmy, które akurat nam odpowiadają – mają na daną chwilę nas rozerwać po ciężkim dniu w pracy czy w szkole. Najczęściej w takiej sytuacji sięgamy po komedie. Musicie jednak przyznać, że na tym gatunku filmowym zawieść się jest najłatwiej – tym bardziej, że film opisany, jako komedia czasami w ogóle nie śmieszy… Jak więc ustrzec się zmarnowanego czasu, który przeminął na krótkiej drzemce w czasie seansu, po kim możemy spodziewać się naprawdę dobrego kina komediowego, jacy aktorzy są najbardziej cenieni w tym gatunku filmowym?

 

Kopalnią wiedzy na temat filmów jest dla nas wszystkich Internet – to nie jest żadną nowością i nie podlega wątpliwości, bo gdzie znajdziemy rzetelne informacje na temat danego tytułu jak nie w wyszukiwarce internetowej. A tam, za każdym razem, wyświetlą się nam najróżniejsze fora dyskusyjne – opinie zwykłych zjadaczy chleba zamiłowanych w filmie. Wszyscy należymy do jednej wielkiej grupy, która przestrzega innych przed totalną klapą przy doborze seansu na wieczór. Wchodzimy na fora lub dyskutujemy wśród znajomych – polecamy sobie nawzajem ten czy tamten tytuł. Jednak czy każdy z nas ma takie samo poczucie humoru, czy śmieszą nas te same żarty? Gatunek komediowy to akurat chyba najbardziej grząski grunt, jeżeli chodzi o trafianie w gusta. Kilka lat temu na topie wśród młodych ludzi była seria „American Pie” – opowiadająca „przygody” z życia kawalerskiego kilku przyjaciół. Obecnie możemy znaleźć odpowiednik w postaci filmów „Kac Vegas w Bangkoku” lub „Zanim odejdą wody”. Nie ulega wątpliwości, że odbiorcami pierwszego tytułu jest młodsza cześć publiczności niż dwóch pozostałych. Jednak, czytając recenzje dotyczące tych filmów, napisane przez damską rękę, łatwo można wywnioskować, że kobiety uważają „American Pie” za gówniarską kpinę a „Zanim odejdą wody” za obleśną kompromitację męskiego poczucia humoru. I jak tu pójść z naszą wybranką do kina, skoro repertuar każdego roku naszpikowany jest takimi właśnie komediami? Odpowiedź wydawałaby się prosta: wybrać się na komedię romantyczną, równie uwielbiany, co „wyświechtany” przez mało kreatywnych reżyserów i scenarzystów gatunek filmowy naszych pań. I tutaj rozpoczyna się problem, dyskusja nad tym, czy coś nas jeszcze może śmieszyć, ale przy tym nie obrażać naszych uczuć i być neutralnym do obejrzenia dla obu płci? Pozostaje nam chyba ostatnia deska ratunku, czyli filmy typu komediodramat lub komedia obyczajowa. Ale wielu z nas chyba w ogóle nie uznaje takich gatunków, bo zazwyczaj są to filmy ambitne, wymagające od nas więcej niż rozluźnienia na fotelu przed telewizorem, wymagające często zamyślenia, analizy sytuacji bohaterów. Poza tym jest już wyrobiona publiczna opinia, że komedia obyczajowa równa się mało śmieszny film o niczym albo o czymś, co w ogóle nie powinno identyfikować się z gatunkiem komediowym.

 

Wraz z każdym wakacyjnym wysypem komedii w kinach, każdego roku pojawiają się te same twarze ekranowych komików. Raz na jakiś czas mamy jednak do czynienia z objawieniami aktorskimi – jeżeli chodzi o talent do „rozśmieszania” publiczności. Od czasów pojawienia się na ekranach kin filmu „Kac Vegas” w tych rankingach niezaprzeczalnie króluje amerykański aktor o greckich korzeniach, Zach Galifianakis – zdobywca Złotego Popcornu za najlepszego aktora komediowego 2010 roku.  Wystarczy tylko na niego spojrzeć – postura rubasznego, nieogolonego  kolesia o wątpliwym poziomie intelektualnym i nienajlepszym wyczuciu taktu. Przez wiele lat bawił nas Jim Carrey – znany z wielu ról komediowych, między innymi, albo przede wszystkim „Maska”, „Bruce Wszechmogący” i z serii filmów „Ace Ventura”. To już jednak zupełnie inny rodzaj zabawiania widza. O ile Galifianakis nie musi na ekranie robić nic specjalnego, o tyle Carrey znany jest ze swojego „plastycznego” wyrażania swoich postaci oraz rozbawiania widowni mimiką twarzy – trudno byłoby więc podmienić ich role, aby były tak samo atrakcyjne jak w oryginalnej wersji. Chociaż trzeba przyznać, że Galifianakis mógłby wypaść bardzo ciekawie w roli Bruce’a Wszechmogącego. Oczywiście nie na nich kończy się świat aktorów komediowych. Wystarczy wymienić jeszcze dwa nazwiska, które na stałe będą się już nam kojarzyć z rolami filmowych „błaznów” – Ben Stiller (m.in.”Poznaj moich rodziców”) i Adam Sandler („Nie zadzieraj z fryzjerem”). 

 

A jak jest z płcią żeńską i ich odpowiednikami dla wyżej wymienionych? Niewątpliwie filmy z ich udziałem w rolach głównych mamy okazję obejrzeć z mniejszą częstotliwością. Przeważają tu role w filmach typu komedia romantyczna. Jeszcze parę lat temu wśród tych aktorek niepodzielnie królowała Meg Ryan. Trudno byłoby znaleźć miłośnika komedii romantycznych, który nie znałby takich tytułów z tą sympatyczną blondynką jak chociażby: „Bezsenność w Seattle”, „Masz wiadomość” czy „Miasto aniołów”. Jednak czas zweryfikował przydatność Ryan dla współczesnego filmu. Dzisiaj niechętnie jest już obsadzana w takich rolach, za jakie pokochało ją Hollywood blisko dwadzieścia lat temu. Na samym szczycie utrzymuje się natomiast wieczna w naszej pamięci twarz Pretty Woman – Julia Roberts. Co jakiś czas ukazują się nowe, wysoko oceniane przez krytyków produkcje z jej udziałem. Może wynika to z faktu, że jakiś czas temu zdecydowała się na ryzykowną zamianę w dobieraniu ról z typowo komediowych („Notting Hill”, „Uciekająca panna młoda” czy wspomniane „Pretty Woman”) na poważniejsze, dramatyczne ,obyczajowe i sensacyjne – „Erin Brockovich”, ”Niebezpieczny umysł”, „Jedz, módl się, kochaj”, „Bliżej”. Może pogodziła się z myślą, że widzowie nie są w stanie przez 20 lat oglądać tej samej twarzy w nieco tylko zmienionych fabularnie filmach i ciągle Cieszyc się jej widokiem na nowo. Coś w tym musi być skoro popularność Julii Roberts drastycznie nie maleje, odwrotnie niż sława Meg Ryan. W dzisiejszych produkcjach możemy oglądać wiele młodych, wchodzący w wir hoolywodzkiej maszyny aktorek. Na razie bezskutecznie próbują nawiązać walkę o sympatię ze wspomnianymi już „ikonami” komedii romantycznych, jednak ani Renee Zellweger, ani Anne Hathaway jeszcze nie osiągnęły tak wysokiego poziomu zainteresowania – nie przyciągają tłumów do kin tak jak robiła to Roberts, czy dawniej Ryan. Nie można jeszcze nie wspomnieć o innej, znanej wszystkim i powszechnie lubianej Sandrze Bullock. To ona po cichu wyrasta na faworyta do przejęcia prymu nad aktorkami komediowymi. Choć jej filmy nie wzbudzają takiego rozgłosu jak na przykład „Dziennik Bridget Jones” (z Renee Zellweger w roli tytułowej) czy „Diabeł ubiera się u Prady” (Anne Hathaway w roli głównej). Bullock to jednak aktorka, która przez lata budowała swoją renomę i stara się ciągle trzymać poziom – co udowadnia chociażby zdobyty Oskar za Najlepszą aktorkę pierwszoplanową w 2010 roku za rolę w filmie „Wielki Mike. The Blind Side”.

 

To z pewnością lista nazwisk i filmów obowiązkowych do zapoznania się dla każdego miłośnika współczesnych komedii (i nie tylko komedii, jak zdążyliście zauważyć). Oczywistą rzeczą jest fakt, że ciągle będziemy mieli do czynienia z nowymi twarzami na ekranach naszych kin. Nie wierzę jednak, że świat zapomni kiedyś o tak wspaniałych i zasłużonych, dla naszego poziomu rozluźnienia po ciężkim dniu, aktorów.  Na koniec należałoby chociaż wspomnieć na temat polskich akcentów we współczesnej, komercyjnej kinematografii. Szczerze mówiąc od wielu lat, nasze rodzime produkcje komediowe ze podnoszą się z dna. Ostatnie bardzo dobre, niezepsute i nieprzesłodzone nadzieją na naiwność widza komedie pochodzą z połowy lat ’90: „Kiler”, „Sztos”, „Rozmowy kontrolowane”.

 

Dzisiejsze, polskie produkcje nie mogą się chyba jeszcze otrząsnąć z sukcesu, jakim do dzisiaj – w formie popularności – cieszą się klasyki „Seksmisja”, „Jak rozpętałem II wojnę światową”, „Sami swoi” (wraz z kontynuacjami) oraz „Miś”. Do czynienia mamy albo ze schematyczną, pozbawioną głębszej fabuły komedii romantycznej, albo z komediami kryminalnymi naszpikowanymi wulgaryzmami – popularnymi z resztą już także w polskim kabarecie, piosence itd. Gdzie podziali się aktorzy, twórcy filmowi, którzy potrafili rozśmieszyć cały kraj jednym tekstem, którego popularność utrzymywała się w każdym kręgu towarzyskim? Poczekamy, zobaczymy – może lepsze czasy nastaną…

 

Autor: Adam Plutowski

Opinie:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz