„Idy marcowe" - kampania bez zasad

Polską premierę "Idy marcowe" mają już za sobą (3.02). Oglądając najnowszy film Georga Clooney'a nasuwają się pewne skojarzenia w stosunku do naszej sceny politycznej. Chociaż akcja tego dramatu rozgrywa się w trakcie amerykańskiej kampanii prezydenckiej, to obserwując "podchody" kandydatów na głowę państwa, nietrudno o podstawienie sobie w wyobraźni tych wszystkich matactw w kuluarach do naszych rodzimych partii politycznych. Tutaj przecież każdy czeka tylko na jakieś potknięcie ze strony przeciwnika, a każdy "mały" grzech sprzed lat podkręcany jest w mediach do rangi zbrodni narodowej. Ile w tej dziedzinie życia zakłamania, a przecież to ludzie, którzy mają w swoich rękach los wielomilionowego społeczeństwa. A wszystko nie byłoby jeszcze takie trudne do ukrycia, gdyby nie mało lojalni współpracownicy, wścibscy dziennikarze, którzy potrafią odnaleźć wszystko i wszystkich, a przede wszystkim ludzie, którzy ujawniają swoje żale po latach w stosunku do polityków, którzy mają za chwilę rządzić państwem.

 

George Clooney stworzył taki właśnie obraz, ukazujący nieskazitelnego na pierwszy rzut oka kandydata na prezydenta, gubernatora Mike'a Morris'a (w tej roli sam reżyser). To człowiek, który ma za sobą oddany sztab współpracowników, ze Stephen'em (Ryan Gosling) i Paul'em (Philip Seymour Hoffman) na czele. Każde spotkanie z wyborcami jest tutaj pieczałowicie przygotowane, z dokładnie "wyszkicowanym" scanariuszem pytań i odpowiedzi. Dosłownie nie ma do czego się przyczepić, tym bardziej, że sam Morris sprawia wrażenie stanowczego faceta, który najbardziej ceni w ludziach uczciwość i lojalność. Problem jednak wypływa sam, kiedy okazuje się, że zatrudniona przez niego w sztabie stażystka spodziewa się jego dziecka. Dziewczyna zadłużyła się w Stephen'ie i wyjawiła mu tajemnicę Morris'a. Zdumionoy, urażony i zawiedziony doradca gubernatora, przestaje wierzyć we wszystkie wartości, jakie wpajał mu jego przełożony. Postanawia wykorzystać swoją, kusząca do podzielenia sie z dziennikarzami wiedzę, aby wywindować "swoje" akcje w szeregach sztabu.

 

Film "Idy marcowe" był jednym z najpoważniejszych kandydatów do zdobycia Złotego Globa za najlepszy dramat, spodziewano się też całego szeregu nominacji do Oscara. Na spekulacjach jednak się skończyło, bo film Georga Clooney'a nie zdobył żadnej statuetki podczas uroczystości rozdania Globów (mimo 4 nominacji), a jeżeli chodzi o galę oskarową, to jedyna ich szansa w nomincji na najlepszy scenariusz adoptowany ("Idy marcowe" powstały na podstawie sztuki teatralnej). Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że chyba słusznie, bo film nie powala na kolana. Jest jedynie zgrabnie opowiedzianą historią pewnej, nie do końca uczciwej kampanii prezydenckiej. A kiedy wydaje sie już, że akcja zaczyna się rozkręcać, to..rozpoczynają się napisy końcowe. "Idy marcowe" to film do obejrzenia na jeden raz, ale napewno nie w kinie i napewno nie bez odpowiedniego podejścia do niego - z dużym dystansem. 

 

Autor: Adam Plutowski

Opinie:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz