Mikołaj patrzy i słucha

Jeżeli zawiodłeś się kiedyś na komedii romantycznej, to "Listy do M." są przeznaczone właśnie dla Ciebie. To pierwszy od bardzo dawna film polski, który zarówno niesamowicie śmieszy, jak i wprawia nas w romantyczny nastrój, pełny ciepła. No i do tego ten klimat świąt. Czego można chcieć więcej, względem filmu, na niespełna miesiąc przed Świętami Bożego Narodzenia? To właśnie w Wigilię zatrzymał się czas dla wszystkich tych bohaterów filmu, którzy zrozumieli w końcu siłę miłości i dostrzegli autentyczność cudów, jakie dokonują się w ten wyjątkowy czas. Mikołaj, samotnie wychowujący synka Kostka i Doris, która straciła wiarę w to, że jeszcze kiedyś będzie mogła nosić koszulę ukochanego mężczyzny. Szczepan, który ratuje życie desperatom, chcącym odebrać sobie życie, a sam nie potrafi zapanować nad swoim własnym. Oczekująca na przyjście na świat swojego synka, samotna Betty. Jej siostra Małgorzata i Wojciech - małżeństwo o smutnej tajemnicy z przeszłości. Wladi - szef agencji organizującej happeningi o tematyce świątecznej, "wiecznie zadowolony z siebie egoista". Duży chłopiec o samozwańczym pseudonimie "Mel Gibson". Życie ich wszystkich zmieniło się wraz z dniem 24 grudnia, każdy dostał swój "prezent" od Mikołaja. Niektórzy musieli przejrzeć na oczy, żeby dostrzec co mają w zasięgu ręki, inni musieli zrozumieć swoje błędy i zacząć je naprawiać a jeszcze inni po prostu szukali kogoś, z kim mogliby spędzać każde święta.

 

"Listy do M." to prawdziwa perełka polskiego kina, a w szczególności gatunku komedii romantycznych. Po całej rzeszy tych pseudokomedii pseudoromantycznych, możemy w końcu z czystym sumieniem stwierdzić, że to jest to, na co wszyscy fani gatunku czekali. Kapitalne dialogi przepełnione są humorem, który nie nagina granic przerostu formy nad treścią - po prostu naturalne teksty, wspaniale zagrane, zarówno przez doświadczoną gwardię znanych wszystkim aktorów, ale również przez najmłodszych, świetnie zapowiadających się adeptów sztuki aktorskiej. Szczególnie zabawną postać Kostka, zagrał Jakub Jankiewicz. Każda chwila, która wypełnia seans tej produkcji, została zaplanowana i wykorzystana w przemyślany sposób. Bez zbędnych rozmów o niczym, bez naginania fabuły. Scenarzyści "Listów..." zadbali o to, żeby nie wiało nudą i starymi schematami - chociaż niektórzy już próbują porównywać ten film do "To właśnie miłość". Mamy w końcu dobrą komedię romantyczną, której nikt z grona realizatorów nie musi się wstydzić. Brawo dla całej ekipy odpowiedzialnej za podniesienie "hormonu szczęścia" u wszystkich, którzy film ten już obejrzeli. Pozytywne emocje po końcowych napisach gwarantowane! Gorąco zachęcam do obejrzenia - sio po bilety!  

 

Autor: Adam Plutowski

Opinie:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz