Po seansie: "Listy Schindlera"

Właśnie skończyłem seans filmu Stevena Spielberga "Lista Schindlera". Końcowe napisy obejrzałem sam, chociaż przez sporą większość trwania filmu towarzyszył mi Marcinos - jednak pod koniec musiał uciekać na ostatni autobus na Górki:) Również moja Żona, która oglądała już obraz Spielberga kilka lat temu na zajęciach z języka polskiego, zrezygnowała w pewnym momencie ze zmęczenia i poszła pielęgnować sny.

 

Nie wypada mi zatem zaprzeczać, że obejrzenie ponad trzygodzinnej "Listy Schindlera" jednym tchem należy do rzeczy łatwych, tym bardziej, że film ten nie porywa swoją wartką akcją - bo nie o to chyba w nim chodzi. Jednak u mnie wyjątkowo podziałał na wyobraźnię i uświadomił mi, jak wielką tragedię przeżywali w czasie drugiej wojny światowej Żydzi. Co innego czytać o tym przecież w książkach od historii, a co innego zobaczyć na własne oczy sceny egzekucji - ze świadomością, że kilkadziesiąt lat temu w taki sposób żegnali się ze swoim życiem ludzie z krakowskiego getta. Film ten polecam szczególnie tym osobom, które mimo wiedzy nabytej na pewnym etapie edukacji, czują pewien niedosyt oraz tym, którzy podchodzą do tematu w sposób beznamiętny i pozbawiony jakiegokolwiek współczucia.

 

Bohaterem filmu jest tytułowy Oskar Schindler (Liam Neeson) - niemiecki przedsiębiorca, który dzięki swoim licznym wpływom, zatrudnia w swojej fabryce liczną grupę Żydów, ratując ich przy tym od śmierci w obozie zagłady. To człowiek, który mimo swoich korzeni narodu zbrodniarzy, pozostaje prawdziwym bohaterem ludzkości, darując życie kilku tysiącom przyszłych pokoleń. To bohater w pełnym znaczeniu tego słowa, który poświęcił swoje wszystkie, zarobione przez siebie wcześniej pieniądze, na łapówki dla SS-manów i wysokich oficerów niemieckich po to, aby jego pracownicy mieli bezpieczne miejsce do przeczekania wojny a i tak w końcowych scenach zalewa się falą rozpaczy, że mógł uratować jeszcze kilka istnień - gdyby sprzedał swój samochód lub złoty znaczek hitlerowskich Niemiec, który nosił na piersi. Z wyrzutami sumienia opuszczał fabrykę w dniu, kiedy kończyła się wojna, a jednocześnie Żydzi zostali wyzwoleni z rąk nazistów przez Armię Czerwoną.

 

I chociaż Oskar Schindler był tutaj wiodącą postacią, przynajmniej w zamyśle twórców filmu, to i tak cierpienie oraz okrucieństwo wylewa się z ekranu takim strumieniami, że trudno pozostać obojętnym wobec tego, co działo się w latach czterdziestych ubiegłego wieku w krakowskim getcie, oraz obozach zagłady w Oświęcimiu czy Płaszowie. Polecam!

Autor: Adam Plutowski

Opinie:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz