Z pewnością pamiętacie jak nie dawno dzieliłem się z wami moimi przemyśleniami na temat dzielenia sobie filmów na części. Wywiązała się z tego całkiem niezła wymiana zdań. Cieszę się, że choć nie zawsze zgadzacie się z naszym zdaniem, dajecie znak, że jesteście z nami. Mam nadzieję, że i tym razem zachęcę naszych czytelników do wyrażania opinii. Dzisiaj chciałem poruszyć temat (wydaje mi się) złego nastawienia ludzi do filmu. Mój artykuł chcę poświęcić dwom gatunkom filmowym – komedii i dramatowi.
Komedia – według większości film, który ma nas rozbawić do upadłego. Czyż nie tego oczekuje przeciętny widz? Jasne. Ale przedstawmy sprawę jasno. Ile jest takich właśnie produkcji? Niewiele. I ja się temu nie dziwię. Postawmy się w sytuacji scenarzystów, reżyserów.. Ile tak naprawdę jest jeszcze wątków, których nikt nie poruszył. Które byłyby oryginalne, zabawne. Tak naprawdę wszystko było już dawno przerobione, więc nic dziwnego, że w chwili obecnej komedie powiewają nudą. Co w takiej sytuacji zrobić? Należy inaczej nastawić się do oglądania filmu. Osobiście, kiedy siadam do komedii, nie oczekuję od niej cudów. Chcę tylko, żeby mnie zrelaksowała, wywołała jakieś pozytywne emocje. Nie oczekuję nawet czegoś zabawnego. Tym czasem przeciętny widz ma starodawne przekonania, że produkcja z tego gatunku ma zawierać ogromną ilość humoru i powalać z nóg. Jeśli tak nie jest, uważa film za „kicz” a reżysera za fajtłapę, który nie potrafi nic dobrego wymyśleć. Uważam, że w takim momencie trzeba odznaczyć się empatią. Należy obejrzeć film i zastanowić się, co twórca miał nam do przekazania. Niestety, co robi wielu ludzi? Przerywa film w połowie i zastrzega sobie, że już nigdy do niego nie powróci.
Kilka komedii niekoniecznie zabawnych:
- Ojciec panny młodej (1991) - kadr z filmu po prawej stronie
- Nietykalni (2011)
- Co nas kręci, co nas podnieca (2009)
- Forrest Gump (1994)
- Lepiej późno, niż później (2003)
- Juno (2007)
A teraz dramat. Gatunek, który większości kojarzy się ze złym zakończeniem, najczęściej śmiercią. Wybaczcie, ale takie twierdzenia chyba u niektórych zostały jeszcze ze szkoły, kiedy uczyli się o teatrze greckim, albo o powieści Szekspira. Ludzie z góry zakładają, że dramat to film, który jeszcze bardziej ich zdołuje, zmartwi. A przecież nie tego chcą w piątkowy wieczór. Jasne, chyba nikt z nas nie chce. Jeśli jednak uważacie, że dramat to złe wyjście – grubo się mylicie. Szczerze przyznam, że znam chyba więcej filmów tego gatunku, z dobrym, szczęśliwym zakończeniem, niż tych, które pozostawiły po sobie smutny nastrój. Co więcej, większość z nich nie jest nawet określona mianem komediodramatu, tylko po prostu dramatem. Nie rozumiem więc tej „nowoczesnej ideologii". Dobra rada. Dajcie szansę każdemu filmowi, bo każdy ma swój gust, inaczej odczuwa niektóre rzeczy, inaczej patrzy, rozumie. Uważajcie, bo czasem nawet niezły dramat może wywołać u was więcej pozytywnych emocji, niż nie jedna komedia.
Jeśli macie ochotę na dobry, pozytywny dramat, to poniższe produkcje na pewno was zadowolą:
- Spadkobiercy (2011)
- Prawdziwa zbrodnia (1999)
- Za wszelką cenę (2004)
- Slumdog. Milioner z ulicy (2008)
- Chłopiec z latawcem (2007) - kadr z filmu na zdjęciu głównym
- Gran Torino (2008) - kadr z filmu po prawej stronie
Zgadzacie się z moim zdaniem? A może nie koniecznie? Zapraszam do wyrażania swoich opinii.
Pozdrawiam!
Autor: Marek Plutowski